sobota, 20 lutego 2010

Niekochany mężczyzna – Wiktor Jerofiejew



O miłości napisano tyle bzdur, że tak naprawdę to jakby nic o niej nie napisano. Być może miłość do kobiety to tylko reszta z większej sumy, takie drobniaki, które zostają mężczyźnie z jego miłości do Boga. O ile jednak zanik religijności jest faktem powszechnie znanym, to grube banknoty miłości są dziś powszechnie trwonione na uczucia do (głównie) płci przeciwnej.

W autorytatywnej francuskiej encyklopedii Larousse'a, wydanej na początku XX wieku, słowo l'amour kojarzy się wyłącznie z Bogiem i ojczyzną, o innych formach miłości po prostu się nie mówi, bo to, po pierwsze, rzeczy najwyraźniej niegodne, nieistotne, a po drugie, bo panowała wówczas powszechna hipokryzja. Cały sens XX wieku sprowadza się do zmiany nurtu miłości. Są tego konkretne przyczyny. Świat wyzbył się wiary w Boga. Patriotyzm został podporządkowany ordynarnej ideologii. Miłość do kobiety, zredukowana czy też podniesiona do rangi wzajemnego uzależnienia, stała się miłością przez duże M i zyskała całkowity monopol.


Świat przekształcił się w fabrykę miłości. Piosenki, filmy, balety, sztuki teatralne, seriale telewizyjne, powieści, wiersze - krótko mówiąc, cała twórczość mówi prawie wyłącznie o niej. Co jest najważniejsze w życiu? A miliony rozdziawionych gardeł odpowiadają: Miłość!


Pisma dla kobiet, dla mężczyzn - walcząc o nakład, rozpuściły miłość jak dziadowski bicz. Na miłości świetnie się zarabia, miłość jako temat została rozgrzana do czerwoności i już nie wiadomo, gdzie się schronić przed jej żarem; a fakt, że żadna religia świata jej nie kocha, upatrując w niej przeszkodę na drodze do poznania życia, został całkowicie zignorowany, faktycznie zakazany przez cenzurę rynkową. Wiarę zastąpiło uczucie jeszcze z czasów Odrodzenia, inicjujące rewolucję miłosną, może najskuteczniejszą i najdłuższą w historii; rewolucję, która swój logiczny koniec znalazła już w naszych czasach, i dała kobiecie status społeczny i życiowy, o jakim ta wcześniej nawet nie marzyła.


W światowym łóżku kobieta okazała się silniejsza od mężczyzny, nawet w sensie czysto fizjologicznym. Najpierw położyła się: Anioł! Zaczęła się poruszać, oddychać: lubieżna, podstępna dziwka! Kapryśność, zmienność, lekkomyślność miłości, jej zależność od zmian nastroju, cudownych okamgnień, romeo-juliowych przeszkód, które są niezbędne dla jej sublimacji, a nierzadko z nią tożsame, brudnych, śmierdzących skarpetek, seksualnych fantazji, a wreszcie upływu czasu - czyli to, co budowało jej wątek przygodowy i o czym trzeźwo i rozsądnie pisali starzy, nieczytani już dziś poeci - wszystko to się nie zmieniło. Zmieniło się za to coś innego - taka miłość przedstawiana jest jako jedyna godziwa postać miłości i podstawa, na której trzymają się: małżeństwo, rodzina, sukces, dzieci, relaks, wszystko.


Kiedy na dyskotekach ludzie wesoło podrygują przy piosence o nieszczęśliwej miłości, mamy do czynienia z komicznym widowiskiem. Ale kiedy mężczyzna znajduje się w położeniu niekochanego człowieka, jest to rzecz gorsza od trzęsienia ziemi. Porzucona kobieta to przyswojone i opłakane przez kulturę zjawisko, fenomen godny współczucia, ale przewidywalny, do którego z odruchową sympatią (choć nie bez dozy mściwej satysfakcji) odnosi się społeczeństwo i przyjaciele. Porzucony mężczyzna jest sprzecznością samą w sobie, sprzecznością, która budzi uczucia wyłącznie negatywne.


Zadanie zaczyna się od końca. "Jak być niekochanym" (w odróżnieniu od niekochanej) stwarza niejasność językową, możliwość ucieczki w liczbę mnogą, gdzie łatwo się schować. Ale tutaj mowa będzie wyłącznie o tobie.


Pokochałeś wielką miłością. Powiedziałeś o niej: kobieta mego życia. Od tego momentu możesz mieć pewność: wpadłeś. Miłość to wspólny krwiobieg. Całkowicie się odsłoniłeś. Jesteś bezbronny. Na tle ogólnego szczęścia bywają oczywiście jakieś nieporozumienia. Trochę cię to niepokoi, ale przecież wszystko jest w porządku. Ktoś jest o ciebie zazdrosny. Mówi, że cię kocha. Ktoś cię delikatnie obwąchuje, ktoś wspólnie z tobą planuje przyszłość. Ktoś cię nazywa zdrobniałymi słowami. Jesteś w nich pomniejszony do rozmiaru robaczka. Jakkolwiek by cię nazywano, jesteś malutki. Nie, w porównaniu ze światem jesteś wielki, jesteś większy niż kiedykolwiek, macie zdwojoną energię, jesteście niepokonani. Ale sam w sobie jesteś maleńki, jesteś raptem połówką.

No i nagle ona cię rzuca. I to nie po prostu rzuca, tylko odchodzi do innego, kochanego mężczyzny.

Powoli zalewa cię krew.


Instrukcje hotelowe informują, jak się zachować w przypadku pożaru. Pożar to błahostka w porównaniu z tym, że porzuciła cię kobieta twego życia. Najpierw przejdziesz przez okres wielkiego fałszu. Najpierw czeka cię wysłuchiwanie niewiarygodnej ilości kłamstw. Zmieni się jej stosunek do czasu. Będzie gdzieś znikać, telefon nabierze dla niej innego znaczenia, pogrąży się w niewytłumaczalnej zadumie. Jej krok stanie się dziwnie regularny. W oczach zabłyśnie stosunek wyczekiwania wobec własnego życia. A ty nic z tego nie będziesz rozumiał. Będziesz zaskoczony. Jeśli czujesz, że zaczynasz się miotać - to znaczy, że jest już za późno. Już jesteś trupem. To znaczy: albo zabij kochaną kobietę, albo odejdź. Nie biegnij za nią, nie rzucaj się jej tropem. To nic nie pomoże.

Ale, stary, jeszcześ do tego nie dojrzał.

Degradacja

- A co ty się tak miotasz? - zapyta i przygląda ci się, mrużąc oczy, jakbyś był obiektem badań.
- Ja? Nic. Tak sobie palę.
- No to pal.
Mężczyzna nie powinien się miotać. Kodeks honorowy zabrania mu się obrażać, patrzeć wilkiem, denerwować się, przeżywać - we wszystkich tych sytuacjach jest śmieszny (dla porównania "ona jest śmieszna" po rosyjsku w ogóle nie da się wymówić).

Ona będzie się oddalać, a ty będziesz myślał, że stoi obok. Potem nadejdzie dzień, w którym jej kłamstwo wyjdzie na jaw, i w jakikolwiek sposób wyjdzie, sposób ten będzie odrażający. Jeśli dla ciebie będzie to najpotworniejszy dzień twego życia, to dla niej - szczęśliwy. Tak też ci powie. Już nie musi więcej kłamać. I cała będzie promienieć z miłości do innego mężczyzny, będzie taka piękna, jakiej ty, być może, w ogóle nie widziałeś. Może nawet nie powstrzyma się i ze szczególną intonacją opowie, jaki on jest wspaniały. Powie, że jest jej "bratnią duszą", że są "dla siebie stworzeni". Dlatego że jeszcze z przyzwyczajenia chce się z tobą podzielić. Ale tylko z przyzwyczajenia.

W taką noc zwykle leje się po mordzie i wychodzą na jaw interesujące szczegóły. Okazuje się, że ona cię już wszystkim sprzedała. Ty nie wiesz, a wszyscy wkoło wiedzą. Wiedzą jej przyjaciółki (i już się z nim widziały), wiedzą koledzy z pracy, wiedzą jej krewni. Prócz tego dowiesz się, że przyprowadzała go do waszego mieszkania i że spała z nim w waszym łóżku. Stary, ty też oczywiście nieraz rżnąłeś się w łóżkach okłamywanych mężów (kiedy byli w pracy albo w delegacji), ale jakoś tego nie zauważyłeś. A jak cię kobieta zaciąga do łóżka, głupio byłoby pytać, kto w nim sypia. To po prostu łóżko twojego triumfu.


Pierwszy cios dostaniesz prosto w jaja. Taki, że ci zdrętwieją, no zupełnie jakby ci je odjęło. Aha, będą jak sparaliżowane, będziesz miał takie wrażenie, że cię wykastrowano, że są puste i została sama moszna. Nie bolą i nie ćmią, tylko bez sensu się majtają. Razem z nimi klęskę poniesie twoja męska ambicja. Szybko staniesz się żałosny. Ona to zobaczy i niesamowicie się z tego ucieszy. W niczym nie będziesz miał racji.


W tym momencie twoja miłość sama się zapętli: pamiętasz, w pierwszą noc miłosną pieszczotliwie nazywała ciebie, takiego niecierpliwego - głuptasem, a teraz będziesz dla niej kutasem. Tak też ci prosto w oczy powie. Jeśli przejawiasz skłonności filozoficzne, to możesz nawet dzięki temu zyskać nową wiedzę, ale na początku będziesz popełniać straszliwe błędy.


Będziesz chciał spotkać się z nim, z "bratnią duszą". Nie jest to zgodne z zasadami współczesnej etyki, ponieważ ona dokonała wyboru. On jest nikim. A ona zacznie cię stopniowo degradować. To, że nazajutrz rano po mordobiciu zechce wzywać milicję, żeby cię wsadzili za chuligaństwo, to okrutne, niezrozumiałe dla ciebie, ale jako tako wytłumaczalne. To, że jakiś czas później powie ci, że jej ukochany bardzo się hamował, żeby cię nie pobić, też cię zaboli, ale i z tym na pewno sobie poradzisz. To jednak, że zacznie cię degradować, będzie już nie do zniesienia. Stanie się nieludzka. Stworzy twój obraz, zupełnie do ciebie niepodobny i bardzo krzywdzący. Zaczniesz krzyczeć:

- To nie ja!
Ona cię zniszczy tym, co powie:
- Wyszłam za ciebie bez miłości.
Już dawno się co do ciebie rozczarowałam.
Dawno!
I jeszcze powie:
- Masz obrzydliwe zęby.

Uderzy w twoje rzeczywiste fizyczne defekty, które są już nienaprawialne. Wstrętne dla niej będą twoje usta, szorstkość twojej twarzy, uszy, nogi, brzuch. Zakomunikuje ci o tym zupełnie bez skrępowania. Nie zawstydzi się rozebrać przy tobie, nawet wręcz przeciwnie, z dziwną satysfakcją to zrobi, wejdzie ci do łazienki, przyjmie bezwstydną pozę, ale ty - goły ze swoim idiotycznym chujem - będziesz w niej wzbudzał tylko obrzydzenie. Znajdzie w tobie milion wad, twój wizerunek ulegnie trupiemu rozkładowi.


Dowiesz się, że w ogóle nie jesteś w jej typie, a będzie to mówić spokojnie, podrzucając w powietrzu papierki od cukierków. I dalej podrzucając kolorowe papierki, powie, że nigdy seks z tobą nie sprawiał jej przyjemności, i jeszcze zapyta, dlaczego jesteś taki beznadziejny. A jeśli między wami jest różnica wieku, powie, że jesteś stary i już mało zostało ci życia. I cokolwiek jej na to odpowiesz, znowu okażesz się kutasem.

Polina Susłowa, mistrzyni Rosji w porzucaniu wybitnych osobistości typu Dostojewski i Rozanow [Wasilij, 1856-1919, rosyjski filozof i krytyk literacki - red.], w krótkim liściku napisała temu ostatniemu, zaraz po tym, jak go rzuciła: "Tysiące ludzi są w pańskim położeniu - i nie wyją. Ludzie to nie psy".


Jeśli miałeś szczęście i okazała się porządną kobietą, to dość szybko zacznie się nad tobą litować i nawet trochę martwić, że zostałeś sam. Jeśli nie miałeś szczęścia i nie jest porządna, przejdziesz przez piekło, w porównaniu z którym takie dręczenie litością będzie niczym. Najpewniej zresztą nawiąże do naszych narodowych tradycji i rozdwoi się na przyzwoitą i nieprzyzwoitą jednocześnie, więc oberwiesz na całej linii.


Stracisz kontrolę nad swoim życiem. Nic takiego jeszcze ci się nie przydarzyło? To nowe obrzydliwe uczucie: nie panować nad sytuacją. Twoja przyszłość zależy od niej. Wytrącono ci ster z rąk. Popatrz, lecisz z mostu do rzeki. Jeśli od razu nie zginiesz, to popłyniesz i długo będziesz płynąć.


Faktycznie zbrzydniesz. Potem kiedyś popatrzysz na zdjęcia z tego okresu i zrozumiesz, o czym mówię. Zwisną ci policzki, usta staną się bezwolne, twarz babska. Włosy będą się zlepiać, choćbyś je mył codziennie. Natomiast oczy - porzuconego faceta poznaje się po oczach - będą jakby przemyte nieszczęściem. Nigdy więcej nie będziesz miał takich jasnych, rozpromienionych oczu.


Ciężko ci patrzeć na jej zdjęcia. Na wasze ślubne fotografie. Stary, możesz się nawet popłakać. Położysz się na kanapie, odwrócisz plecami do ludzkości, podkulisz nogi jak embrion; plecy zaczną ci drżeć, zaczniesz wydawać niemiłe dźwięki. Widziałem swojego przyjaciela w takiej sytuacji. Podszedłem, poklepałem go po ramieniu. Nie wiedziałem, co mu powiedzieć. Postałem, popatrzyłem na trzęsące się plecy. Budził we mnie współczucie i wstręt jednocześnie. Szkoda, że nie umarła. Gdyby umarła mu żona, znalazłbym słowa pocieszenia.


Zaczniesz miewać wizje erotyczne. Zaczniesz bezradnie pytać ją, jakże ona może mu się cała oddawać. Będziesz sugestywnie wyobrażał sobie, jak ona mu obciąga, jak on ją władczo, po pańsku obraca, wypina, a jej się to wszystko cholernie podoba. Od tego na początku normalnie można ześwirować. Stary, sam się będziesz unicestwiał. Zaczniesz tracić rozum, o ile go masz.


A przy tym nie będziesz brać pod uwagę tej prostej prawdy, że walka jest nierówna. Jesteś sam, a ich jest dwoje. Stary, oni tam mają sztab. Ty się najarałeś, aż cię zamroczyło, a oni jedzą lody w czekoladzie, ona mu wszystko opowiada i to w taki sposób, że wyglądasz już zupełnie na złamanego kutasa. Przecież pobiłeś ją w kuchni, zabryzgałeś podłogę krwią; ty tego nie pamiętasz, ale ona - tak. Ona się ciebie boi i z coraz większą przyjemnością bawi się w to, że się ciebie boi. Interesujesz się jakimiś peryferyjnymi stronami jej intymnego życia, ale jej nowa miłość nie sprowadza się do rżnięcia, to wielkie promienne uczucie, a ty się miotasz, próbujesz coś udowodnić.


Najlepiej od razu daj spokój i odejdź. Rozstawać się należy krótko, w jednym monologu, jak w popularnej powieści [pisarza japońskiego] Haruki Murakami "Przygoda z owcą", którą ona tak lubi, ale ty zrobisz się wielosłowny jak Dostojewski w "Braciach Karamazow". Stopień jej zainteresowania tobą mocno spadnie, prawie do zera. Będziesz pamiętać i zapamiętywać, powtarzać każde jej słowo, a ona nie będzie tego robić. Ty rozpoczniesz z nią niekończący się dialog, którego fragmenty wejdą do waszych zasadniczych rozmów, a ona będzie unosić brwi i dziwić się, że mówisz jak z książki. Będziesz chciał z nią rozmawiać bez końca, a ona będzie znajdować najróżniejsze przyczyny, żeby z tym skończyć, będzie ziewać, mówić, że rano musi iść do pracy, a nazajutrz przypadkowo dowiesz się od kogoś, że całą noc przetańczyła ze swoim ukochanym.


Będziesz nie więcej niż drugi i, w najlepszym wypadku, mniej niż pierwszy.


Karma


Nacierpisz się i pokochasz ją czystą miłością, i to żywe uczucie będzie miało metafizyczny sens, mistyczną więź, jakbyś ujrzał swoją aurę. Spróbujesz jej to wyjaśnić. Powiesz, że wszystko można wybaczyć, prócz jednego: rozstając się, oboje zniszczycie wspólną karmę życia. Wasze spotkanie nie było przypadkowe, było magiczne, zapisane w niebie, więc musicie pozostać parą. Odpowie ci, że nie jesteście parą. I wtedy wymierzy cios w karmę. To jej cios i już zawsze będzie ponosić za to odpowiedzialność. Jeśli rzeczywiście byliście sobie pisani. A może nie byliście parą. Może się to wam przyśniło.


Zaczniesz urządzać spotkania, na które będziesz pędzić tak, jak jeszcze nigdy nie pędziłeś. Wyszczuplała. Straciła dziesięć kilo. Ty również schudłeś dziesięć kilo. Powie:
- A może to AIDS?
Czasem wątpi, czy dobrze postępuje, ale to wątpliwości po dokonaniu zdrady. Nie zdradziła cię przez to, że się pieprzy czy tam liże ze swoim nowym facetem. Zdradziła cię, kiedy zerwała wewnętrzny dialog z tobą. To jest ten próg miłości-braku miłości, kiedy energia zostaje skierowana gdzie indziej i ty już nie jesteś połówką, tylko kikutem, chlusta z ciebie krew. Ona może być w szoku po zdradzie, ale to jej własny stan, następstwo czynu dokonanego bez twego współudziału. Wy to już nie "my". Możliwe, że spotkacie się kiedyś, w innym wymiarze życia. Nie będziesz wiedział, o co zapytać. Przecież znasz jej odpowiedź. Co u ciebie? Powie ci:
- Wspaniale.
W każdym przypadku. Albo posługując się pierwszym wyrażeniem, zatwierdzonym w języku rosyjskim nowego stulecia: normalnie. Tobie normalnie ta odpowiedź nie jest potrzebna.


W miłosnej, emocjonalnej sferze życia zbliżamy się mimo wszystko do Wschodu. Jakiekolwiek wybrane przez nas poczynania w zachodnim stylu do niczego dobrego nie prowadzą. Zasady współzawodnictwa, instynkt myśliwego, kategoryczność, wyrazistość, męskie triumfy (analogicznie też w przypadku kobiet) - wszystko to, co określa parametry zachodniego aktywizmu, u nas nie tylko nie działa, ale rozbija i niszczy możliwości. Lepiej usiądź i czekaj, kiedy pod drzwi przyniosą ci trup twojego wroga. Tu nie działa zachodnia idea: dogonić, przekonać i przegonić. Europejskość w stosunkach rosyjskich jest powierzchowna i głupkowata.


Ale ty nie usiądziesz na progu.
Jeśli masz twardy kark, stłumisz męskie ambicje. To nie takie trudne. Jeśli nie jesteś sztuczny, jesteś prawdziwy, stłumisz też poczucie własności jej ciała. To trudniejsze, ale stłumisz. Natomiast zakatuje cię nadzieja. Trzeba trafić do więzienia albo być porzuconym, żeby zrozumieć, że nadzieja może być najbardziej zawziętym wrogiem. Zadzwonisz kiedyś do niej do pracy, będzie miała smutny głos. Jakże cię to ucieszy!:
- Dlaczego masz taki smutny głos?
Miłość lubi wyłożyć sprawę w prymitywnej formie. Odpowie:
- Tęsknię za naszym wspólnym życiem. Mimo wszystko dużo w nim było pozytywnych stron.
- No to wróć do mnie - powiesz bezmyślnie.
Ona głęboko westchnie. Będzie miała cały okres głębokich westchnień w rozmowach z tobą. Nie ciesz się za szybko. To zły znak. To śmierć kliniczna miłości. Może ona chce ci nadać nową jakość, zostawić przy sobie, jest zaradna, przydasz się jej w gospodarstwie życiowym, znajdzie się jakaś rola dla ciebie, przecież mimo wszystko "nie jesteś obcy" (kiedy ci to powie, zawyjesz). Uciekaj, stary, czego stoisz, uciekaj, a ona wymiata okruszki, jak Lili Brik wymiotła Majakowskiego, który pozostał w historii jako "najbardziej" porzucony mężczyzna XX wieku. I choćbyś był generałem, studentem drugiego roku czy wydawcą najnowszej francuskiej filozofii, prawda jest niezmienna: nie jesteś jej potrzebny.


Nie bądź Majakowskim. Nie pisz przed śmiercią, że ona należy do twojej rodziny, nie przywoź jej z Francji renaulta, niech jej Brik wozi. Albo zostań i przywieź renaulta, i pisz, że należy do rodziny. Ale Tatiana Jakowlewa też cię rzuciła, Majakowski. Pamiętam, jak w Connecticut rozmawiałem z nią o Majakowskim. Oczywiście, była dumna, że kochał ją Majakowski, chociaż, wedle jej słów, nie był tak utalentowany jak Brodski, ale za to bardzo dowcipny, bardzo, bardzo dowcipny, i to nieprawda, że miał coś nie tak z męskimi sprawami. Wszystko było jak trzeba. Ale mówiła w taki sposób, że było jasne: nie kochała go. No i proszę, taki geniusz - a nie kochała. Jakowlewa z zainteresowaniem spojrzała na mnie.
- No, niech się pan rozbierze i popływa. Mamy w basenie wodę z oceanu.
Rozebrałem się i pływałem. A ona siedziała i patrzyła. Była wysoką, chudą i według mnie piękną staruchą. Spokojnie można było ją zerżnąć, stając w szeregu z Majakowskim, ale cóż, podpierała się laską i skrzeczała, poza tym obok stał mąż, Liberman. O miłości można pisać tylko zwykłymi słowami, a nie tak, jak pisał Majakowski, „męcząc rękawiczek zamsz” [z poematu „Obłok w spodniach”: „Weszłaś ty, opryskliwa jak »na, masz! «/ Męcząc rękawiczek zamsz/ rzekłaś: »Wiesz wychodzę za mąż «/ Ano cóż... wychodź...”, przekład Juliana Tuwima - przyp. tłum.].


Opowie ci swoje sny. Śniłeś się jej. Będziecie mieli różne sny. Tobie będą się śniły koszmary, będzie cię we śnie dręczyć jakaś siła nieczysta, będzie dużo krwi, a jej się przyśni, jak na wózku inwalidzkim ucieka z domu, w którym z tobą mieszkała.
- Pomyśl tylko, co ci się śni! Wózek inwalidzki!
Ona ciężko, głośno westchnie.
- No, opowiadaj - powie - jak ci źle beze mnie.
I wtedy nie wiadomo z jakiej kręgielni wytoczy ci kulę z napisem:
- Czekaj na mnie, jeśli chcesz.
Masz jeszcze jedną gębę. I kiedy minie trochę czasu, powie ci:
- Jak ty się narzucałeś! Przecież wszystko było jasne.
- Chciałem cię odzyskać.
O, to dobrze powiedziane. Nie będzie wiedziała, co odrzec. Bo napaskudziła i odeszła równie paskudnie, zalewając wszystko moczem i gównem. Lubiła brudzić i brud miał w niej sojuszniczkę.


Stary, masz coś nie tak z głową. Będziesz chciał napisać do niej list, przy czym niezawodnie w mściwej tonacji. I zamiast spać, będziesz po nocach pisał go w myślach. Ona twoje starania uzna za męską słabość, zacznie być przy tobie kapryśna, rozdrażniona, będzie dyktować swoje warunki, w rozmowach zawsze do niej będzie należało ostatnie słowo. Jeśli cię już kompletnie pojebie, będziesz ją odprowadzał do domu, gdzie mieszka ze swoim kochankiem, i zadziwi cię jej bezinteresowność: odeszła od ciebie po drabinie społecznej nie w górę, tylko w dół. Mieszka w cudzym kącie, z cudzymi kotami - żeby tylko nie mieszkać z tobą.


"Baby - powiedziała mi moja trzydziestoletnia gosposia, Ukrainka z Winnicy - są jak te psy, pan wybaczy niefortunne porównanie. Gotuje im człowiek żarcie, karmi - to nawet do miski nie podejdą. Ale wystarczy odebrać im miskę i udawać, że się odchodzi, a one już biegną za człowiekiem i chcą żreć".
Potem ogarnie cię panika: co dalej z tobą będzie? Jak tu żyć samotnie? Jak szalony zaczniesz poznawać jakieś baby i przekonywać samego siebie, że tak trzeba, że Katia jest całkiem całkiem i Swietka też niczego sobie, ale od Katii będzie zalatywało pastą do butów, a na Swietkę zaczniesz mieć alergię. Znajdziesz się w położeniu człowieka, któremu noga utkwiła w strzemieniu i koń wlecze go po ziemi. Ona nigdy do ciebie nie wróci. Od znajomych dowiesz się, że jest szczęśliwa, że jeździli gdzieś na koniec świata, kupili mieszkanie. Zaczniesz pić. Zachorujesz. Wpadniesz w depresję. Nie będziesz miał sił do pracy. Będziesz siedzieć i patrzeć w jeden punkt. Picasso po zerwaniu z Olgą Chochłową nie mógł malować przez cały rok. Jacy wrażliwi są artyści! Ale za to Bóg zesłał im dar sublimacji. Gorzej mają księgowi. Zresztą w przypadku tępych ludzi wszystko ostatecznie się zabliźnia.


A na koniec powie ci: gdybyś przy rozstaniu zachowywał się normalnie, tobym nie odeszła.
A ty zaczniesz myśleć: jak to - normalnie? No i rana pozostanie na całe życie. Nie będziesz już, nigdy nie będziesz taki radosny jak kiedyś. Staniesz się podejrzliwy jak prawie wszyscy Rosjanie. I wszystko - całe miasto, cały świat, wszystkie anioły - będą mówić, że ona cię porzuciła. Będą cię wytykać palcami. Zapytasz wtedy: a jak należało się zachować?


A ja ci powiem, że tak właśnie należało się zachować, jak się zachowałeś, może tylko mniej za nią biegać i rzadziej myśleć, że nikomu innemu takie rzeczy się nie zdarzają.
Po prostu taki twój los - być porzuconym, i to jeszcze przez kobietę swojego życia.
Jeśli zaś powiesz: ale to nie była kobieta mojego życia - nie uwierzę, nie zbieraj na nią kwitów, i nie mów, że ją sobie wymyśliłeś, że ona nie potrafi kochać. Była twoim metafizycznym odbiciem, byliście do siebie strasznie podobni, ale pokochała innego, choć kiedyś kochała ciebie. I nigdy nie mów o niej źle. Za to chyba dostaniesz wielki bonus. Zachowuj się godnie. Nie narzekaj na swój los i nie pal za dużo, i nigdy więcej nie ufaj kobietom. Kochaj Boga i państwo. Niezdecydowany, żałosny, samotny będziesz czekał całe lata, zanim znów odważysz się pokochać.


Może to dobrze: przejść przez doświadczenie porzucenia, poznać swoje granice i słabości, nie być wyniosłym idiotą. Zresztą nie jestem pewien. To zależy od człowieka. Inni wylatują w powietrze na minie, a ty - na miłości. Nie trzeba było oddawać się całkowicie, nie trzeba było wymyślać wspólnego krwiobiegu? No co ty! Po prostu taki twój los. Być opuszczonym. Nic na to nie poradzisz.


Trzymaj się, kutasie.


Trzymaj się, stary.


Do zobaczenia, bracie, w raju.

1 komentarz:

  1. Niesamowity, trafny i wstrząsający tekst. Czytając go czułam się jak po drugiej stronie lustra

    OdpowiedzUsuń