środa, 13 listopada 2013

Kaktusy kontra koty

Na nic misternie godzinami budowane przeze mnie domki i legowiska. Nasze kocury odkryły istotę przyokiennej parapetowości usilnie przepychając swe dupale przez moją kolekcję kaktusów. Nie mam sumienia przeganiać ich stamtąd, widząc jaką frajdę sprawia im obserwowanie świateł przejeżdżających samochodów, poruszających się na wietrze liści drzew, zdążających do i z pracy ludzkich zombiaków czy obsrywających wszystko gawronów. Śpią tam, spoglądają na świat i gdyby nie posiłki czy konieczność wykreowania kupala, to w ogóle by się stamtąd nie ruszały. Jako, że mam tylko dwa okna, to połowa mych dumnych kaktusów tak pieczołowicie hodowanych przez lata wylądowała na parapetach na klatce schodowej...

Po ubiegłorocznej dewastacji choinki w wykonaniu mojego kocura Mefisto...


... również Morfeusz dołączył do Ligii Niecnych Dżentelmenów..





... dokonując zniszczenia kaktusów, dorobił się "pamiątkowych" zdjęć w policyjnych aktach i trafił na listę FBI (skrót ten rozszyfrowałem jako Feline Bureau of Investigation) jak i CIA (co z kolei rozwinąłem jako: Cat's Intelligence of Investigation)...



 Mimo, że pozbyłem się już części moich zielonych ulubieńców, aby zrobić kocurkom legowisko i punkt obserwacyjny na parapecie, to i tak jest ich sporo. Rozrosły się skubańce, niektóre zaczną niedługo kwitnąć a kilka zaliczyło wywrotkę z wysokości za sprawą moich M&M'sów. 

Czas był więc najwyższy, by przesadzić je do nowych doniczek i wymienić wyjałowioną już ziemię na świeżą, reanimować te połamane przez moje kocury, część wyekspediować na parapety na klatce schodowej, tak by nie ruszać ich już w okresie kwitnienia. 

Brzmi to prosto i nieskomplikowanie... a próbowaliście przesadzać kwiaty przy swoich kotach, które wszędzie muszą wepchać swoje ciekawskie noski, pogrzebać w worku z ziemią, podgryźć jakiś listek? Poniżej zaledwie kilka zdjęć - nie dało rady zrobić więcej, trzymając w  ręce kłującego kaktusa i odganiając jednego kocurka, który w misce z ziemią próbował urządzić kuwetę, a drugiemu wyciągać z pyszczka na wpół przeżutego już aloesa...



Parapetówka... czyli moje kocurki zamiast kaktusów...














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz