środa, 3 lutego 2010

Z pamiętnika gitarzysty...



Moje obcowanie z muzyką w maleńkości początek miało, gdy pewnej zimowej, mroźnej i wietrznej nocy krzyk swój pierwszy wydałem, światu rykiem obwieszczając swe nadejście... Ciszy nienawidząc, a dźwięków pragnąc chłonąłem je dorastając, uszy swe katowałem heavy metalowego rzemiosła idoli swych słuchając...


Pacholęciem już nie będąc i w wiek męski wchodząc, marzenia swe i sny niepokorne w czyn wprowadziłem, zespołom spod znaku metalu pomoc ofiarując, na chwałę heavy metalu management ich prowadząc, koncerty organizując, tańce, hulanki, swawole gawiedzi dźwięków potępionych spragnionej umożliwiając...


Dusza niepokorna o nienasyceniu szeptać swym jednak poczęła, marzenia dawne, w zakamarkach świadomości kurzem pokryte odgrzebała, instrument strunowy w ręce włożyła i grac nakazała...


...a teraz proza życia:


Zawsze moim marzeniem było grać na wiośle, mieć własny zespół, jeździć w trasy.... Ehhhh, może i by coś z tego wyszło, gdyby nie poniższy dekalog kłamstw, którymi się karmiłem:

1. Ćwiczyłem.
2. Stroiłem.
3. Sciszyłem.
4. Już jadłem.
5. Nie piję.
6. Nie muszę zawsze grać solówek.
7. Pewnie, że zagram z nut.
8. Gitara już spłacona.
9. Dziwne, wczoraj jeszcze umiałem ten kawałek.
10. Nie spałem z Twoją dziewczyną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz